Data: 24 Sierpień 2024
Nazwa: XII Maraton Wigry
Miejsce: Stary Folwark
Dystans: 42.2 km +1km bonusowy
Typ: Trail
Czas: 03:07:12 <4:30 bonusowe z zgubienie trasy>
Tempo: 4:18 min/km
Miejsce Open: 4 z 192
Miejsce w kategorii wiekowej: 1
A miałem jakiś taki słabszy dzień.
Zaczęło się od tego, że udostępniona przez organizatora trasa biegu, rozpoczynała się troszkę wcześniej niż faktycznie startowaliśmy. No i mój wspaniały Polar zamiast się dostosować, postanowił mnie zaprowadzić na punkt startowy, a że ja leciałem dalej, to zamiast mnie prowadzić do przodu, zwiększał tylko dystans do punktu startowego.
Biegło się fajnie, Grzesiek pocisnął od początku mocno więc zwiększał dystans nad goniącą go stawką. W czubie biegłme ja i kilka osób i o dziwo jedna dziewczyna. Na około 4 kilometrze grupa zaczęła zwalniać na 4:15, a ja razem z jednym kolegą dalej biegliśmy poniżej 4:10.
Po chwili wydarzyło się pierwsze z nieplanowanych zdarzeń, a mianowicie jakaś gałąź wyjęła mi słuchawkę z ucha, po którą musiałem wrócić i jej poszukać. Straciłem z 20 sekund ale dosyć szybko dogoniłem kolegę z drugiego miejsca.
I tak sobie biegliśmy do około 10 km po którym kolega niestety wymiękł i biegłem już za Grześkiem drugi.
Chwilę później zorientowałem się, że coś jest nie tak z ilością żeli. Jadłem go już i nie pamiętam? Nie, kurde musiał wypaść jak wyjmowałem pierwszy. Przeprowadzam jakieś karkołomne kalkulacje jak podzielić dostępne żele na kilometry. Zamiast na 14 jem na 18.
Biegnie mi się dobrze, tętno fajne. A na 21 k w jakimś lesie zamiast skręcić w prawo pobiegłem sobie dalej prosto. Po 300 metrach orientuję się że nie ma taśm, po 500 zawracam. Sprawdziłem dokładnie i ta chwila zamyślenia kosztowała mnie 1km bonusowego biegu i 4:31 sekund.
Wtedy tego jeszcze nie wiedziałem ale spadłem z 2 na 7 pozycję.
Dwie osoby dogoniłem dosyć szybko, w tym był kolego z którym biegłem na początku. Pomyślałem że tak dużo nie straciłem i znowu jestem drugi. Na 28 dogoniłem mocną koleżankę, chwilę biegliśmy razem przez te okropne chaszcze w Płocicznie, ale po punkcie żywieniowym na około 30 km koleżanka została z tyłu a jak tak sobie biegłem nie śpieszono, przekonany że jestem drugi. Gdzieś tam na 36 km trasa połączyła nie z drugim biegiem „Pogoń za Bobrem” i zacząłem mijać biegaczy z tego dystansu.
Około 41 km z oddali zobaczyłem jakiegoś biegacza który biegł za szybko jak na biegaczy z bobra. Nie wiele myśląc przyśpieszyłem żeby go dojść. Mijając miałem rację to był maratończyk z początkowej grupy. Nie miał szans bo 42 km pokonałem tempem 3:48 co uważam za świetny prognostyk przed Warszawą.
Na mecie okazało się że poza Grześkiem przede mną było jeszcze dwóch biegaczy, a ja wylądowałem na 4 miejscu. No cóż, odejmując te 4 i pół minuty bonusu teoretycznie byłem drugi.
Prawdopodobnie to był ostatni raz, nad Wigrami. A głównym powodem jest niewspółmiernie drogi pakiet. Trasa jest mieszana i taka nie wiadomo jaka. Mix wszystkiego. Asfalt, chodnik, szutr, leśne drogi, leśne ścieżki, chaszcze. A w maratonie dokoła Wigier, najbardziej mi brakuje…….. jez. Wigry.